-3 C
Szklarska Poręba
wtorek, 19 marca, 2024

Wola i obowiązek

Niezwykle cennym w czasie ostatniej sesji Rady Miejskiej było przedstawione przez komendanta Andrzeja Suchtę sprawozdanie za ostatni rok pracy Straży Miejskiej w Szklarskiej Porębie. Odsłoniło ono dwie, bardzo istotne z punktu widzenia realizacji zapisów prawa w Gminie, strony funkcjonowania tej służby w naszym mieście: obraz samej siebie oraz jej organizację pracy. Obraz samej siebie jest zbliżony do wizji siebie niektórych nauczycieli szkół podstawowych i średnich: skromność w chwale i poświęceniu. Zabrakło obowiązkowych u nauczycieli słów o misji, ale było i o biurokracji (niezwykle rozbudowane procedury wypisywania mandatów i zgłoszeń wykroczeń, zdaniem komendanta), stresie związanym z wykonywaniem codziennej pracy, zakresie obowiązków, którym komendant poświęcił najwięcej czasu.

Wiem, że Straż Miejska baczy na realizację Regulaminu Porządkowego w Gminie Szklarska Poręba. Poziom dbałości o porządek w gminie zachwyca mnie od pierwszych chwil mego życia w Szklarskiej.
Wiem, że strażnicy pomagają w akcjach ratujących zdrowie i życie, że zajmują się rannymi zwierzętami i bezpańskim lub porzuconymi o podejrzanym zachowaniu.
Wiem, że współpracują z Policją w ustawowym zakresie.
Wiem, że chodzą po skarpach.
Wiem, że jest ich tylko czterech, a Szklarska jest bardzo rozciągnięta.
Wiem, że w Szklarskiej panuje chaos komunikacyjny i parkingowy.
Wniosek na dziś, przynajmniej płynący z przedostatniego punktu: albo Szklarską Porębę należałoby skrócić, albo dodać strażników.
To ostatnie nie jest może najgorszym rozwiązaniem, choć znieczuliliśmy się już na zawezwania budżetówki o nowe stanowiska pracy. Pomimo ciągłego wzrostu zatrudnienia w sektorze publicznym, wciąż odnotowujemy brak etatów w kluczowych wydawałoby się sferach funkcjonowania współczesnego społeczeństwa. Nie jest to zresztą problem jedynie Szklarskiej. Z końcem 2017 r. we Wrocławiu wskazywano na brak 70 strażników względem stanu pożądanego. W 2012 r. we Wrocławiu pracowało 280 strażników, jeden na 2,3 tys. mieszkańców, czyli u nas sytuacja nie jest najgorsza: jeden strażnik na 1,7 tys. porębian. Dziennie wystawiali 138 mandatów, to tak, jakby u nas 2 strażników wystawiało dziennie po mandacie, co rocznie daje ok. 700 mandatów. Brak porównania z innymi daje podstawy do samozadowolenia.

Samorządy działają w warunkach ciągłego poszukiwania pieniędzy, walki o dociągnięcie budżetu (chyba, że na  terenie gminy jest wydobywana miedź, to wtedy nie odnotowuje się takich problemów), borykając się przez to i dzięki temu z problemami pozyskania i utrzymania pracowników. Takie są warunki obiektywne.

Pochylmy się więc obecnie nad drugą stroną raportu komendanta Andrzeja Suchty, obrazu organizacji pracy straży. Pytanie radnego Piotra Kozioła „co zrobić, żeby coś zrobić?” zostało podsumowane przez komendanta słowami, które można skrócić do: na chwilę obecną robimy tyle, ile możemy zrobić. Faktycznie, strażnicy mogą być niedostępni, gdyż gdzieś pojechali na wezwanie. Trudno wymagać, żeby byli w dwóch czy trzech miejscach jednocześnie. Komendant Suchta lubuje się w sytuacjach hipotetycznych, np. gdyby przy każdym punkcie sprzedającym grillowane oscypki na odcinku ul. 1 Maja zatrzymał się samochód na degustację, to wypisywanie mandatów zajęłoby strażnikom trzy godziny. Czy mógłby w tym pomóc kurs szybkiego pisania, komendant nie wspomniał. Dużo uwagi poświęcił na przykłady teoretyczne, a mniej na możliwe do poprawienia aspekty działania podległej mu służby. Ja o tym kursie szybkiego pisania nie wspominam z czystej złośliwości, sam mi przyszedł do głowy, jak tylko usłyszałem wypowiedź komendanta. Wspominam go ze względu na wyłaniający się ze sprawozdania obraz organizacji pracy Straży Miejskiej w Szklarskiej Porębie. Komendant nie widzi możliwości przeprowadzenia akcji ukarania, upomnienia jak największej ilości osób w jak najkrótszym czasie. Nie docenia psychologicznego waloru munduru w działaniu. Nie tego munduru, za którym panny sznurem, tylko tego, na widok którego napinamy mięśnie i poprawiamy czapkę na głowie. Nie chodzi mi o strach, gdzieżby, mam dość mundurowych dziwolągów, którzy każą przed sobą stać na baczność. Tylko że, funkcjonowanie Straży Miejskiej silnie rzutuje na to, jak nasze miasto wygląda i jak jest postrzegane.

Do tego problemy porządkowe naszego miasta pulsują wraz z rytmem Szklarskiej: w listopadzie nawet mucha nie przeszkadza, w lutym natłok zdarzeń. Czy praca strażników nie powinna być odpowiedzią na zmieniające się warunki? Jest ich czterech, mało na 20 kilka tysięcy osób kręcących się po Szklarskiej w czasie ferii, więc mogą działać tylko na zasadzie szybkich pokazowych akcji, dobrze gdyby w ścisłej współpracy zadaniowej z Policją. Komendant miejscowego posterunku podkreślał współpracę ze strażnikami. Nie powinno to dziwić, obie służby mają ustawowy obowiązek współpracować, zwłaszcza w zakresach najbardziej nas interesujących: koordynacji rozmieszczenia służb i wspólnym prowadzeniu działań porządkowych (art. 9, ust. 4 i 5 ustawy o strażach gminnych z 1997 r.). 46 mandatów, jakie strażnicy wypisali w ostatnim roku pozwala wnioskować, że wspólne akcje ukierunkowane w opanowaniu chaosu, który stwarza duży napływ turystów nie jest ulubioną formą komendanta. Pięć blokad na koła samochodów i stres przed porysowaniem lakieru jest dodatkowym elementem tonującym działania naszych strażników. Można przytoczyć słowa Arystotelesa, że „wychowanie to rzecz poważna. Musi się w nim mieszać przykrość z przyjemnością.” Bycie jedynie miłym nikogo nie wychowa, czyli nie skłoni do postępowania w zgodzie z normami prawnymi.

Poziom samozadowolenia z pełnionych obowiązków można regulować swobodnie, zwłaszcza gdy wyniki pracy nie są głównym elementem wpływającym na ścieżkę awansu czy dalsze trwanie stosunku pracy. Gdy komendant zasiadł przed Radą chcąc przedstawić raport można było dostrzec wśród doświadczonej części samorządowców postawę: chwila stresu i będzie po wszystkim Panie Andrzeju. Wiadomo, radni potrafią być upierdliwi.

Nie na darmo w tytule sięgnąłem po podstawy etyki Immanuela Kanta: w działaniu cenna jest tylko dobra wola, a jest ona dobra tylko wtedy, gdy usiłuje spełnić obowiązek. Kant widział istotę życia wspólnotowego w podporządkowaniu się prawu. Dziś wiadomo, że owszem, tak, ale nie ślepo. Maria Szydłowska w książce „Twórcze niepokoje codzienności” tak wypowiedziała się w duchu kantowskim o powołaniu i innych poczuciach związanych z wykonywaniem pracy: „o powołaniu do wykonywania jakiegoś zawodu, zwłaszcza zawodu fizycznego, mówi się z zażenowaniem, po cichu, z lękiem by nie wydać się śmiesznym. Również dziwaczne czy anachroniczne wydaje się odwoływanie do poczucia honoru związanego z wykonywaniem jakiegoś zawodu… Być człowiekiem honoru, to znaczy wypełniać szereg czynności w swej pracy z poczucia obowiązku, wewnętrznej powinności, nie zaś ze względu na przewidywane korzyści. To znaczy nie zawodzić pokładanego przez innych zaufania i czuć się związanym podjętymi przez siebie obowiązkami”. Można być człowiekiem honoru niezależnie od wykonywanej pracy.

Gdy wola idzie w parze z obowiązkiem, nie jest potrzebne dodatkowe poczucie misji, może nawet niewskazane, biorąc pod uwagę popularność „mission impossible” w naszej gminie. Organizacja pracy będzie wynikała ze spójności woli z wykonywaniem zakresu obowiązków. Niewiele się jednak wskóra bez właściwej, tzn. zgodnej z obiektywnym opisem faktów, realizacji art. 9 w ust.1 i 2 ustawy o strażach gminnych. Niestety, niewyrażone w mowie: „już po wszystkim Panie komendancie” wciąż pobrzmiewa mi w głowie…

  2019 Michał Pyrek

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
- Reklama -

6 KOMENTARZE

  1. Na zawracaku dla autobusów tyłki grzeją, handlarzom biletowym blokad nie założą cho codziennie parkują na zakazach dojazdu do Małej Bawarii o dojeździe śmieciarki nie ma mowy !!!!!

  2. Pan to powinien Książki pisać!Ale do sprawy jak moja coraz starsza pamięć się nie myli to straże powołano żeby pieniądze mandatowe nie szły do Warszawki tylko pozostawały w gminach !!!!!!!!!

  3. “[…] funkcjonowanie Straży Miejskiej silnie rzutuje na to, jak nasze miasto wygląda i jak jest postrzegane.[…]”
    Celna uwaga. Nie boją się o zarysowanie blokadą auta, tylko może tyłka nie chce im się mrozić przy minus 10? Lepiej posiedzieć w ciepłym aucie na zawrotce dla autobusów przy wyciągu. A godzinki lecą, pensja co miesiąc jest i to nie uzależniona od wyników, tylko za bycie. Tak samo lepiej być kierowcą na posyłki niż wypisywać mandaty. Czy tak jest w Szklarskiej?

    • Może, a może pracują tak, jak im zwierzchność robotę organizuje? Nie chodzi o to, żeby dreptać bez sensu, a żeby miasto mieli na oku. A w ogóle, to jest ich za mało, nawet po sezonie. I jeszcze jedno – strażnicy ze Szklarskiej Poręby mogliby pracować np. w Świeradowie, Karpaczu, Kowarach, a tamci – tutaj. Żadnych kumpli! Czysty profesjonalizm.

Skomentuj admin Anuluj odpowiedź

Napisz swój komentarz!
Wpisz tutaj swoje imię

Ostatnie publikacje