4.2 C
Szklarska Poręba
piątek, 29 marca, 2024

Uran

Karkonoski uran wciąż leży pod ziemią

Kilka lat temu australijska firma European Resources chciała wznowić wydobycie uranu w Sudetach. Nie uzyskała jednak koncesji na poszukiwania promieniotwórczego pierwiastka, bo procedurę oprotestowali mieszkańcy. Ponad 70 lat temu, gdy na tym terenie rodziło się polskie górnictwo uranowe, nikt nie pytał mieszkańców o zdanie. Zresztą kopalnie i pracujących w nich ludzi otaczała ścisła tajemnica. Nawet nazwa „Zakłady Przemysłowe R-1” miała nie zdradzać, że cokolwiek się tu wydobywa. Zaś w dokumenty donosiły o wydobyciu „pierwiastka R2 lub P9”. O szkodliwości uranu też nikt wówczas nie mówił.

W Sudetach jako pierwsi zaczęli go wydobywać Niemcy w latach dwudziestych XX w. Odkryto go w kopalniach rud żelaza w Kowarach. Początkowo traktowano go jako produkt uboczny i wywożono na hałdy. Dopiero w latach czterdziestych uran posłużył Niemcom do badań prowadzonych dla potrzeb atomistyki.

To zwróciło uwagę Sowietów. Ich wywiad donosił o złożach w Sudetach już w 1942 roku. W Kowarach Rosjanie pojawili się pięć lat później. Miasto stało się zamkniętą strefą. Dojazdu broniły milicyjne posterunki na drogach, a w mieście stacjonowała specjalna jednostka Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Z wywiezionej stąd rudy, najprawdopodobniej wyprodukowano pierwszą radziecką bombę atomową. Udaną próbę jądrową Związek Radziecki przeprowadził 29 sierpnia 1949 roku na poligonie w Semipałatyńsku.

Kowarski uran był dla Rosjan cennym surowcem strategicznym. Początkowo nie żałowali pieniędzy by go kupić. W międzynarodowym porozumieniu zobowiązali się pokrywać wszystkie koszty poszukiwań, wydobycia i dopłacać 10 procent zysku. Później stopniowo te warunki zmieniano na mniej korzystne dla Polski. Musieliśmy m.in. pokrywać połowę kosztów poszukiwania złóż, a potem obarczono nas nimi w całości.

Do dyspozycji górników był najnowocześniejszy wówczas sprzęt. Gdy czegoś brakowało wystarczał jeden telefon do Moskwy (z którą Kowary były połączone specjalną linią) i zwykle następnego dnia, potrzebne wyposażenie lądowało na lotnisku w Legnicy.

Zgodnie z podpisanym porozumieniem do strony rosyjskiej należało zapewnienie kadry technicznej. Nigdy nie była ona zbyt liczna. Jednocześnie pracowało najwyżej 64 Rosjan. Zajmowali kierownicze stanowiska: geologów, górników lub geofizyków.

Wśród zatrudnionych w kopalniach Polaków byli repatrianci ze Wschodu i górnicy powracający z Belgii i Francji, sporo było też szukających schronienia byłych akowców. Największe zatrudnienie odnotowano na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, kiedy to zakład liczył prawie 8 tys pracowników. W sumie przewinęło się przez niego około 20 tysięcy osób.

Wszyscy musieli podpisywać zobowiązania o dochowaniu tajemnicy. Wielu obawia się, że te dokumenty jeszcze obowiązują. Jednie Franciszek Gawor, były dyrektor techniczny Zakładów Przemysłowych R1 chce otwarcie rozmawiać na temat swojej dawnej pracy. Do Kowar przyjechał tuż po studiach górniczych w 1955 roku. Dostał tu posadę inżyniera do spraw wydobywczych w kopalni Okrzeszyn.

– W pierwszym okresie najważniejszą sprawą było znalezienie złóż. W całej Polsce pracowało 20 grup poszukiwawczo-geologicznych. Z samolotów szukano miejsc o największym promieniowaniu. W zidentyfikowanych rejonach rozpoczynano później poszukiwania metodami geologicznymi, wiertniczymi i górniczymi – wspomina Gawor.

W Sudetach odkryto blisko 150 miejsc występowania promieniotwórczego pierwiastka. Trzynaście uznano za złoża. Poza Sudetami obecność uranu stwierdzono jedynie w Górach Świętokrzyskich w Rudkach koło Starachowic. Poszukiwania były pracochłonne i kosztowne. Na 24 sztolnie wydrążone w Kowarach, tylko cztery z nich dotarły do złóż uranu.

W latach 50. prace wydobywcze były prowadzone w starych kopalniach niemieckich, a więc w kopalni „Wolność” w Kowarach oraz „Kopaliny” w Kletnie koło Stronia Śląskiego oraz w Miedziance. Później zaczęto uruchamiać kolejne szyby. Pracowano bardzo szybko. Rosjanie nie zawracali sobie głowy kilkuletnim projektowaniem kopalni. Tam gdzie znaleźli rudę od razu przystępowali do eksploatacji.

Już w 1953 roku łatwo dostępne zasoby rud uranu były na wyczerpaniu. Stąd decyzja o uruchomieniu nowej kopalni w odległej od Kowar o ponad 40 kilometrów wsi Radoniów. To najwydajniejsza polska kopalnia uranu. Wywieziono stąd prawie 350 ton rudy. W sumie z Polski wyjechało jej 604 tony. W kopalni Radoniów natrafiano na najbogatsze w niego skały. Zdarzało się że miały nawet 37-procentową zawartość cennego pierwiastka. W umowie z Rosjanami Polska zobowiązała się do im dostarczania rudy o zawartości 0,2 procenta uranu w każdej tonie urobku. Gdy docierano do takiego bardzo bogatego złoża mieszano go ze zwykłymi kamieniami.

– Raz postanowiliśmy sprawdzić, czy ktokolwiek sprawdza co jedzie do Związku Radzieckiego. Jeden z wagonów załadowaliśmy bogatszą rudą niż przewidywała umowa. Po jakimś czasie przyszła korekta do faktury. Rosjanie to wychwycili i w zamian przysłali nam rachunek na wyższą kwotę – wspomina Franciszek Gawor.

Ludzi do pracy w kopalniach uranu przyciągały niezwykle dobre jak na tamte czasy warunki socjalne. Górnikom płacono nawet trzykrotnie więcej niż w kopalniach węgla kamiennego. Czekały tu na nich mieszkania na nowym osiedlu. Oficjalnie pracownikom nie zdradzano co wydobywają. Nikt też nie mówił o niebezpieczeństwach. Środki ostrożności wprowadzono dopiero w połowie lat 50. Wiercąc otwory w ścianach polewano je wodą, by powstawało jak najmniej pyłu. Górnicy otrzymali maski przeciwpyłowe. Nie mogli zabierać ubrań roboczych do domów. Prano je w kopalnianej pralni. Indywidualne pomiary promieniowania zaczęto prowadzić dopiero pod koniec lat 60. Wówczas w przy kopalni powstał szpital i zaczęto badać wpływ pierwiastków promieniotwórczych na górników.

W połowie lat pięćdziesiątych uran przestawał odgrywać rolę surowca strategicznego. Rosjanie stopniowo zaczęli opuszczać Kowary. Ostatni wyjechali w 1957 roku. Szybko zastąpili ich Polacy.

– To było okres gomułkowski. Nastała odwilż po śmierci Stalina. Rosjanie przestali czuć się w Polsce pewnie. Ich wyjazd, według mnie nie był zaplanowany – tłumaczy Gawor.

Wówczas narodziła się koncepcja wykorzystania uranu do rozwoju polskiej energetyki jądrowej. Decyzję podjęła ekipa Wiesława Gomułki. Pierwsze eksperymentalne elektronie atomowe miały powstać nad Bugiem i Narwią. Później przewidywano budowę elektrowni w rejonach: Szczecin-Kołobrzeg i Hel-Ustka. Wybrano lokalizację nad Jeziorem Żarnowieckim. Rozważano budowę pięciu jądrowych bloków energetycznych w strefie dolnej Wisły oraz czterech nad Bugiem i Odrą. W roku 2000 połowa prądu miała pochodzić z tych elektrowni a po morzach i oceanach miały pływać polskie statki napędzane reaktorami. W strategii rozwoju energetyki jądrowej pojawił się też pomysł budowy zakładu wzbogacającego uran.

Wysoko wydajne złoża były bowiem na wyczerpaniu, a Rosjanie nie chcieli kupować ubogiej rudy. Na początku lat 60. Zakłady R1 eksploatowały tylko jedno bogate złoże w Radoniowie. Kierownictwo szukało pomysłu na przetrwanie firmy. Sprzedawano między innymi kruszywo z kopalnianych hałd. Skały zawierające uran trafiały m. in na budowy dróg i linii kolejowych. Zakład wykonywał też wiercenia geologiczne, usługi budowlane i remontowe. Z radością powitano więc w 1963 roku decyzję o otwarciu w budynkach wyeksploatowanej kopalni „Wolność” zakładu produkującego 57-procentowy koncentrat uranowy.

Zakład uruchomiony został z ponaddwuletnim opóźnieniem, w kwietniu 1967 roku. Całość produkcji trafiała do ZSRR. W zamyśle ówczesnych decydentów dochody miały zmniejszyć koszty zakupu paliwa do planowanych reaktorów, które mieliśmy importować. Na doświadczeniach przy wytwarzaniu koncentratu miała też skorzystać polska nauka.

Ekonomiczna strona przedsięwzięcia była jednak niedopracowana. Koszty okazały się znacznie wyższe od zakładanych. Dokonująca odbioru komisja wskazywała, że nie uwzględniono lub zaniżono wartość niektórych pozycji. Nie przewidziano zatrudnienia pracowników odkażania i służb badającej poziom promieniowania.

W wyniku dokonywanych zmian w technologii produkcji koncentratu znacznie wzrosło zużycie niektórych surowców. Rosjanie płacili nam 31 rubli za kg uranu w koncentracie. Była to cena o 30-35 procent niższa od tych obowiązujących na światowych rynkach i jedynie minimalnie zapewniała opłacalność. Ponadto koszty zakładu rosły w miarę dostarczania coraz uboższego w uran surowca. Przywożono go ze złóż: „Radoniów”, „Grzmiąca” i „Okrzeszyn”.

W 1969 roku Pełnomocnik Rządu ds. Wykorzystania Energii Jądrowej polecił wykonać kilka ekspertyz opłacalności produkcji. Wykazały one słabość ekonomicznej strony przedsięwzięcia. Kierownictwo zakładów R-1 próbowało jeszcze namówić władze do budowy dwóch kopalń w Grzmiącej i Okrzeszynie, ale ten projekt nie spotkał się z zainteresowaniem. Przedsiębiorstwo zlikwidowano w 1973 roku. W sumie zakład wyprodukował 60 ton koncentratu.

Część jego obiektów przekazano Politechnice Wrocławskiej. Powstało tam laboratorium badające pierwiastki ziem rzadkich. W byłej kopalni rudy uranu „Podgórze” powstało podziemne inhalatorium leczenia radonem. Działało one do 1989 roku, gdy powódź zerwała drogę przed tą sztolnią. W innej sztolni Politechnika Wrocławska przez wiele lat uczyła studentów postępowania z materiałami wybuchowymi.

 

Wykorzystano:

 

 

- Reklama -

2 KOMENTARZE

Skomentuj Ewa Witek Anuluj odpowiedź

Napisz swój komentarz!
Wpisz tutaj swoje imię

Ostatnie publikacje