Do jednego z lokali wyborczych wszedł obywatel o wyglądzie wskazującym na regularne spożycie, aczkolwiek pijany, zasadniczo nie był. Komisja popatrzyła po sobie – on, na wybory??? A po sekundzie – achaaaaa!!! To małe miasto, już wiemy o co chodzi! Przerabiamy to co na każdych wyborach. Nadzwyczajną aktywność samorządową panów o niezdrowej cerze. Pan pokazał dowód osobisty, podpisał listę i rzucił w stronę komisji – pani da mi szybko te papiery bo taksówka na mnie czeka! W ręce ściskał karteczkę. Znikł na chwilę za przegrodą, wyszedł, zagłosował i truchtem wybiegł.
Druga, podobna, sytuacja – pośpiech, czekająca taksówka, obywatel (bez karteczki) o podobnej aparycji cerze. Podobnie okrągłe oczy komisji. Pan odebrał karty do głosowania. Postał koło stolika, poprzewracał je, pomruczał coś pod nosem, aż sapnął – a k…. zapomniałem! Zgiął wszystko na pół i wepchnął do urny bez krzyżyków.
Jedno, co tutaj ma sens, to kursy taksówek.
Szkoda że nie wykorzystał szansy – telefon do przyjaciela. Ale… obywatelski obowiązek spełnił.
I śmieszne to i smutne zarazem.
Mam nadzieję, że Pan Administrator nie sugeruje, ze o wyniku wyborów zdecydowały osoby o niestabilnych postawach i panowie taksówkarze.. Mnie interesuje czy Pan Sokoliński jednak podziękuje Wyborcom za podziękowanie Jemu, co uczynili oddając swe głosy.Tak jak policzyły komisje wyborcze. Pan Sokoliński jest przecież stabilnym osobnikiem. I przecież jest swój.