Zauważyłam, że powiedzenie komuś „jesteś samotny” stało się jakby obelgą. Czy samotność oznacza ułomność życiową?
Nikt nie chce być samotny, ale życie jest życie, zwłaszcza w dzisiejszej dobie. Większość z nas jest samotna. Nawet jeśli mamy niemałe stadko dzieci żyjących już swoim życiem, nawet jeśli mamy prawdziwych przyjaciół, którzy są z nami w trudnych chwilach, ale to nasze, nie ich życie. A jak często w związkach czujemy dojmującą samotność, bolesną, bo w rzekomej emocjonalnej bliskości. Śmiem twierdzić, że wszystkich nas to dotyka (i zawsze ludzkość dotykało), no chyba, że ktoś jest pustym betonem i nie podlega ludzkim emocjom.
W dzisiejszych czasach panuje wręcz epidemia samotności. Socjologowie, psychologowie, kulturoznawcy o tym piszą, mówią o tym filmy, książki, teksty piosenek. Dlaczego wiec powiedzenie „jesteś samotny” stygmatyzuje, powoduje zaciętą obronę i gorączkowe szukanie usprawiedliwień?
Jestem samotna, choć nie odczuwam tzw. ”izolacji społecznej”. Zwykle w natłoku rozlicznych zajęć nie mam czasu na samotność ale są momenty, gdy trzeba podzielić się z kimś najskrytszymi myślami, podjąć najtrudniejszą decyzję, oprzeć się na czyimś ramieniu. Nie ma. Czy to moja klęska życiowa ? Czasem tak, czasem nie. Ale ja zawsze na tym najbardziej intymnym poziomie byłam, że tak powiem, egzystencjalnie samotna, więc może mi łatwiej ?
Bożena Danielska