W Domu Hauptmannów odbyła się promocja książki „Góry jakich świat nie widział” Sandry Nejranowskiej. Przeczytałam i przyznam, że mam mieszane uczucia. A powodem są pytania „no i na co komu ta książka ? iluż dorosłych lubi bajki ? dlaczego wszyscy teraz piszą bajki ?”
Książka składa się z 20 opowiadań, w większości bazujących na znanych karkonoskich legendach, kilka jest autonomicznych. We wszystkich, w mniej lub bardziej czytelny, pojawia się Duch Gór. Jako postać i owszem, ale częściej jako idea.
Karkonoskie legendy są tylko pretekstem do opowiadań o ludzkich naturach. Bo Sandra pisze o ludziach, charakterach, słabościach i życiu. Trochę przeszkadza mi, że daje zbyt wiele zbyt wyraźnych drogowskazów jak żyć i, że robi to językiem współczesnego psychologa. Ale to moje, dość marginalne odczucie. Bo ogromnym walorem książki są nieprawdopodobne opisy karkonoskiego pejzażu. Takie, że aż dech zapiera. Nawet moje pisanie o tym trąca o profanację:)))
Ilustracjami są reprodukcje obrazów Andrzeja Boja Wojtowicza. I to dodatkowy, wielki atut. Niedosłowne, niedopowiedziane, tajemnicze, w jedynym w swoim rodzaju stylu „bojwojtowiczowym”.
Na co komu ta książka ? Ano, są książki do czytania i książki do posiadania. Ta należy zdecydowanie do takich, którą trzeba mieć, by móc do niej ciągle wracać.
W sumie Carl Hauptmann też napisał Księgę Ducha Gór. I Praetorius i Schwenckfeldt i Musäus. Zatem coś jest na rzeczy. Pora na naszych autorów.
Bożena Danielska
Wstęp
Chciałabym opowiedzieć Ci świat. Ponazywać morza białych kwiatów pod Chojnikiem, lśniących w świetle zachodzącego słońca jak tysiące miniaturowych latarni o pomarańczowych i różowych szkiełkach. Namalować słowami dwie wpatrzone w Wysoki Kamień młode brzózki, których delikatne gałązki wtulają się w siebie, jakby na przekór dzikiej róży, która między nimi rozpycha się kolcami. Chciałabym zaprowadzić Cię opowieścią ku tęczy rozpiętej między Sosnówką a Staniszowem, temu cudownemu uśmiechowi stojącego na głowie świata, który właśnie wybrał sobie Śnieżkę na swą oblubienicę. Chciałabym przywołać do Ciebie wiatr, ten z izerskich torfowisk, trochę cierpki, czasem gorzki nawet, ten, który jak żaden inny niesie w sobie nieskończenie, oddech, przestrzeń, wołanie o dalsze pisanie tego świata.
I w mojej opowieści posadziłabym Cię na jednym z tych pięknych głazów rzeźb nad herbacianą Izerą, żebyś mógł zasłuchać się i w jej historię, zanim utonie ona w głębinach Morza Północnego. Chciałabym opowiedzieć Ci też drzewach, które, choć nikt nigdy ich nie widział, szumią jedne z najważniejszych w Karkonoszach historii. I chciałabym opowiedzieć Ci o Nim, którego tu spotykam schowanego w słonecznych promieniach, mgle, chmurach, drzewach, skałach, wodospadach…, w Ludziach, którzy odeszli i tych, którzy są.
I właśnie dlatego, opowiem Ci te Nigdy Niekończące się historie. Bo w nich wyobraźnia jest wolna, zwierzęta mogą mówić, kamienie ożywają, Księżyc jest kochankiem Ziemi, Góry pojawiają się nagle podniesione jednym szczerym pragnieniem, wnętrze ziemi jaśnieje od cudownych skarbów, zamknięte w sobie skały wypełnione są myślami i uczuciami tak szczelnie, że tylko na pozór wydają się milczące, a w zakamarkach kosodrzewiny, grotach u bram wodospadów, wnętrzach kwiatów, dzikich jarach pełnych paproci wystrojonych w perły z kropel rosy żyją elfy, skrzaty i duszki, których szept i śmiech roznosi ten wiecznie natchniony włóczęga wiatr. Opowiem Ci świat, który choć pełen niezwykłych tajemnic, jest oswojony, bliski, dobry i pełen sensu, świat, w którym intuicja, że tak jest w istocie, nie jest szaleństwem, lecz drogocennym i świętym Prawem.
Wiem, mogłyby upłynąć wszystkie wody Kamieńczyka, a i tak wszystkie baśniowe opowieści stworzone w świecie, który we mnie tę intuicję wywołuje, nie zostałyby zapisane. Powstawały przecież odkąd w Górach Olbrzymich pojawili się ludzie, przynosząc ze sobą miłość, strach i tęsknotę za zrozumieniem własnego życia, tego, co się w nim wydarza, przestrzeni, w której się dzieje i w której pozostawiają swój ślad, choć i ona przecież pozostawia go w nich samych. Więc ja opowiem tylko te, do których zaprowadziły mnie podróże w labiryncie życia, literackie miłości, szaleństwo zastępu marzycieli i fantastów, którzy nie pozwalają nam oślepnąć w jasnym widzeniu tego świata oraz geografia – zawsze nieco apodyktyczna pani wyobraźni.
Pomyśl tylko, że moja opowieść będzie też opowieścią pod ostrzałem zarzutów, że taka baśniowa jest tylko wytworem stęsknionej sensu imaginacji, a więc to, o czym mówi, nie istnieje i nigdy nie istniało. Cóż, ci, którzy tak twierdzą, przyjmują za pewnik, że świat jest, jaki jest i wiadomo, że nie ma na nim, dajmy na to, elfów. Tylko, że ja się pytam, skąd wiadomo, że świat jest, jaki jest? Wiadomo, bo tak go nazywamy, tak rozumiemy, tak interpretujemy. Bez tej otoczki znaczeń, którą my sami mu nadajemy, on po prostu by dla nas nie istniał. No bo jak mielibyśmy zauważyć świat, którego nawet byśmy nie nazwali? A jeśli nazwali, to przecież interpretowali? Nikt nie wie zatem, jaki naprawdę jest świat.
Dlatego, jeśli pojawia się w nim Duch Gór, to znaczy, że być w nim musi, że jest jakimś kluczem, wytrychem, z pomocą którego możemy dotrzeć tam, gdzie inaczej nigdy byśmy nie dotarli, pozostając odarci nawet z wyobrażenia, co też znajduje się we wnętrzu kwiatu bądź skały, a ostatecznie przecież odarci z tego, co znajduje się na dnie ludzkiej Duszy.
Więc chodź, zabiorę Cię tam, gdzie dotrzeć nie można, a jednak można.