Ostatnio byłem w Szklarskiej Porębie po raz być może setny, ale nie wiem czy nie ostatni, między innymi z powodu galimatiasu parkingowego. Mieszanina miejsc parkingowych miejskich i prywatnych, płatnych i bezpłatnych, ciągłe polowanie moje na miejsce parkingowe i wszelakich “pobieraczy” opłat na mnie powoduje u mnie chęć jak najszybszego opuszczenia takiego miejsca.
Podam taki przykład z niedzieli 10-go maja, był to pierwszy weekend, kiedy można było przyjeżdżać po “zluzowaniu” obostrzeń pandemicznych. Po 5 dniowym pobycie spakowaliśmy się i pojechaliśmy główną ulicą Jedności Narodowej, żeby ewentualnie nabyć wyrób jubilerski z kamienia półszlachetnego w jednym ze sklepów z minerałami. Miejsca parkingowe wzdłuż ulicy były oczywiście zajęte, wobec czego przystanęliśmy w zatoczce parkingowej mieszczącej się na froncie “trwałej ruiny” na zakręcie, gdzie ulica Jedności przechodzi w ulicę Generała Sikorskiego. Stało tam kilka samochodów, nikogo w pobliżu nie było. Uznałem, że jest to dalszy ciąg parkingu ulicznego, ale po powrocie i ruszeniu zauważyłem jakiś trzepoczący kwitek za wycieraczką, który nie był reklamą pizzy. Niestety, zanim się zatrzymałem, zdążyło go wywiać zza wycieraczki i teraz żyję w stresie, czy prywatny właściciel nie będzie dochodził jakiejś horrendalnej sumy za mój 15 minutowy postój. Nie ukrywam, że ta podjazdowa wojna parkingowa bardzo mnie irytuje, i coraz bardziej zniechęca do takich miejsc.
Pozdrawiam,
Gajusz – były częsty bywalec Szklarskiej Poręby
Tekst został napisany, jako komentarz pod tekstem Kamila Kasperowicza pt. >>>”Znikające parkingi”. Publikujemy go osobno, gdyż sądzimy, że głos z zewnątrz może zachęcić do komentarzy naszych czytelników odnoszących się do sytuacji parkingowej w mieście.