Nigdy nie ruszałam się z domu bez parasolki. Nie rozstawałam się z nią nawet wtedy, gdy na niebie królował błękit, a prognozy pogody nie przewidywały deszczu przez najbliższy tydzień. Cóż z tego, że parasolka zajmowała sporo miejsca w torebce, stanowiła dodatkowy ciężar i rzadko bywała potrzebna? Przysłowie mówi: noś parasol i przy pogodzie. Przecież bywały czasem takie dni, kiedy wbrew wszelkim prognozom nagle zaczynało padać. Zaskoczeni przechodnie przyspieszali kroku, naciągając na głowy kaptury, tłoczyli się pod daszkiem na przystanku autobusowym, kryli się po sklepach i kawiarniach. A ja wyjmowałam parasolkę z torebki i deszcz był mi niestraszny. Moja torebka, podobnie jak i inne damskie torebki, potrafiła wiele unieść i wiele znieść. Ale nadszedł kiedyś taki dzień, kiedy trzeba było odesłać ją na zasłużoną emeryturę. Zakup nowej nie był łatwym zadaniem. Wymarzona torebka miała być zarazem niewielka i pojemna, elegancka i sportowa, miła w dotyku, lekka, oryginalna, z kilkoma przegródkami, powinna pasować do wszystkiego, no i oczywiście musiała pomieścić parasolkę. Przeszłam wiele sklepów, obejrzałam kilkaset torebek, kilkunastu przyjrzałam się dokładniej, lecz ideału nie znalazłam. Ba, nawet nic choć odrobinę zbliżonego do ideału. Nic, co by mnie zachwyciło, zauroczyło, choć na moment przyciągnęło uwagę jakimś niebanalnym szczegółem. Aż wreszcie po kilku dniach bezowocnych poszukiwań trafiłam do maleńkiego sklepiku. Tam na mnie czekała. Była śliczna. Nie za duża i nie za mała, zrobiona z mięciutkiej skóry w kolorze spranego dżinsu, lekka jak piórko, i miała w sobie coś takiego, czemu nie mogłam się oprzeć. Z bijącym sercem spojrzałam na metkę, spodziewając się bajońskiej ceny. No cóż, nie była tania, ale wydatek nie przekraczał moich możliwości, a za ideał warto jest zapłacić. Mojej nowej torebce (bo tak już o niej myślałam) pozostał jeszcze do zaliczenia tylko test parasolkowy. Niestety, nie zdała go. Parasolka nijak nie dała się w niej upchnąć. – Jest cudowna i tak mi strasznie szkoda, że jej nie kupię, lecz muszę mieć torebkę, do której zmieści się parasolka. – Z żalem odsunęłam od siebie ten niemal ideał. – Ale przecież może sobie pani kupić mniejszą parasolkę – zauważyła trzeźwo sprzedawczyni. – Mniejszą parasolkę? – spytałam oszołomiona perspektywą, która nagle się przede mną otworzyła. – No tak, są przecież takie mniejsze składane – odpowiedziała nieco zmieszana, bo wpatrywałam się w nią jak w anioła, który odkrywa przede mną tajemne prawdy. – Chyba, że pani woli dużą. Nie wolałam. Nie byłam też specjalnie przywiązana do mojej parasolki i bez żalu mogłam wymienić ją na inną. Zakup nowej również nie przekraczał moich możliwości finansowych. Wyszłam więc ze sklepu z nową torebką i z nową parasolką, która bez problemu się w niej mieściła. To było takie proste rozwiązanie! Nie mogłam się nadziwić, jak to możliwe, że w ogóle nie przyszło mi do głowy? Uważam się za osobę inteligentną i kreatywną, a jednak nawet nie pomyślałam, że mogłabym wymienić parasolkę, gdy tymczasem sprzedawczyni od razu wpadła na ten pomysł. No cóż, była osobą z zewnątrz, patrzyła na problem z innej perspektywy. Czemu akurat dzisiaj przypomniała mi się ta sytuacja sprzed wielu lat? Czyżby dlatego, że przestrzeń publiczna i Internet kipią od emocji przed drugą turą wyborów, a zwolennicy Mirosława Grafa krzyczą: „nie oddamy miasta obcemu, nieważne jaki ma program, nie jest stąd, więc cóż on może wiedzieć o problemach Szklarskiej Poręby?”Joanna |