Rozczula nas widok zwierząt. Oczywiście niektórych, ponieważ zasadniczo jesteśmy wybredni. Mało kto zachwyca się pluskwą, żmiją, ba, nawet swojski dzik potrafi spotkać się zawezwaniem do odstrzału.
Ołowiany wątek pojawił się w jedynym godnym polecenia artykule, wychodzącym poza formułę “folderu imprezowego”, Biuletynu Miejskiego “Pod Szrenicą”, w jego ostatniej edycji papierowej (grudniowej, choć kolportowanej w połowie stycznia). Traktując o obecności dzikich zwierząt w przestrzeni Szklarskiej Poręby, anonimowy autor przytacza zawezwania do odstrzału dzika w mieście. Obawa, choć podana w bezosobowej formule – nie wiadomo, kto i gdzie owych szablozębnych potworów się boi, nie jest czymś kuriozalnym. Jak się czegoś nie rozumie, to najprostszą reakcją jest strach. Żeby sobie poradzić ze strachem mamy do wyboru atak lub ucieczkę, a zwierzęta o rozrośniętych mózgach stosują dodatkowo zabiegi magiczne. Ponieważ kapłani dominującego wyznania na ziemiach polskich w zwierzęcych skórach nie paradują, gdyż wolą atłasy, jedwabie i złotą nitkę, a do tego często z gatunkową wyższością wypowiadają się o przyrodzie, trudno się dziwić marzeniom zwyczajnych ludzi o siłowych rozwiązaniach wobec innych gatunków dużych ssaków. Sam biuletynowy anonim dodaje jedynie jako komentarz do “głosów mieszkańców”, że w terenie zabudowanym zasadniczo się nie strzela. Hmm… Wedle mojej skromnej wiedzy, jeden z mieszkańców ul. Piastowskiej jest, a przynajmniej jeszcze niedawno był, innego zdania, strzelając do podchodzących saren ze swojego obejścia.
Jednak co tu dużo mówić, używanie siły przed rozumem w końcu się zemści. Przemoc rodzi przemoc. Pozostaje więc zrozumienie.
Oprócz agresji, która ma odepchnąć od naszych sadyb wredne bydlęta, jest miłość. Kochamy równie wybiórczo, jak nie znosimy. Przytulamy pieski, kotki, nawet szczurki, choć już nie szczury. Karmimy ptaszki, kochamy ich kolorowe piórka, ale odganiamy od karmników wróble, bo mało ciekawe, wrony, bo wszystko zeżrą, gołębie, bo mają obrzeżki.
Jednak dokarmianie ptaków też nie powinno opierać się jedynie na emocjach. Prawdziwej i odpowiedzialnej pomocy ptaki wymagają w czasie surowej zimy, gdy wysoki śnieg uniemożliwia znalezienie pokarmu, którego np. sikorka bogatka powinna w ciągu jednego dnia przyjąć w ilości blisko siedmiokrotnie przekraczającej jej wagę. Zimą, taką jaką mamy obecnie za oknem, jest to po prostu bez sensu. Wiedzą o tym ptaki nie przylatując do rozwieszonego na drzewach pokarmu, ale nie wiedzą o tym wieszający pokarm ludzie. Tłuszcz jełczeje, po tygodniu – dwóch w temperaturach dziennych zasadniczo dodatnich jest zepsuty. Miłość potrafi również zabić, a przynajmniej spowodować ból brzucha. Kochajmy więc z głową.
Mieszkańcy Szklarskiej Poręby dokarmiają nie tylko ptaszki. Lubią też, jak w pobliżu ich domów stołują się duże ssaki. Niektórzy budują w tym celu paśniki, inni zadowalają się wywaleniem tego, czego sami nie przełknęli, na granicy lasu. Powody dokarmiania zwierzyny płowej przez leśników i koła łowieckie są jasne i nikt się z nimi nie kryje. “Wpierw was podtuczymy, a potem odstrzelimy” – zdają się mówić bele siana zgromadzone przy rozbudowanych punktach żywieniowych na obszarze okolicznych leśnictw. U mieszkańców znowuż emocje biorą górę. Oraz przekonanie, że chleba się nie wyrzuca. Nawet spleśniałego. Czy nikogo z dokarmiających nie rusza, że zwierzęta mają w lesie co jeść, zwłaszcza w bezśnieżną zimę?
Z powodu śladowej obecności naturalnych drapieżników nie mamy w rejonie sudeckim do czynienia z patologicznymi pomysłami, jak nad wschodnią granicą kraju. W Bieszczadach kwitnie >>>biznes prowadzony pod ludzi spod znaku leniwców. Powstają czatownie, przed którymi pozostawia się mięso. W takich stołówkach stołują się wilki, niedźwiedzie, kruki. Zdarza się, że obok siebie jednocześnie. Człowiek w celu realizacji swoich zachcianek ingeruje w naturalny porządek. Związek Polskich Fotografów Przyrody wprowadził co prawda w 2019 r. do kodeksu etycznego zapis: „Ze względu na poważne ryzyko zmiany zachowania i wystąpienia konfliktu na linii człowiek-zwierzę zakazane jest dokarmianie dużych ssaków drapieżnych (wilk, niedźwiedź, ryś) w celu wykonania zdjęcia”. Tylko ilu z fotografujących przyrodę jest członkami Związku?
Żyjemy pośród zwierząt, więc nie dziwmy się, że one żyją pośród nas. Samorząd oprócz zadań z zakresu ochrony przyrody i krajobrazu jest zobowiązany do prowadzenia działań edukacyjnych. Także z zakresu relacji człowieka do zamieszkiwanego przez siebie środowiska. Proszę jednak nie mylić edukacji z prowadzeniem placówek szkolnych. Szkoła to nie wszystko, a do tego ma ograniczony zasięg oddziaływania. Jej możliwości kończą się wraz z upłynięciem wieku, w którym przestaje obowiązywać przymus szkolny. Samorząd powinien w tworzonych planach zagospodarowania przestrzennego zapewniać korytarze ekologiczne dla migrującej zwierzyny, aby ta w miarę bezkonfliktowo mogła poruszać się na obszarze zajętym przez człowieka. Posiadamy wszelkie narzędzia, wyłączając ołów, aby tworzyć przestrzeń dla wszystkich i z myślą o wszystkich.
W latach 1950. w Hiszpanii rodzice opuścili siedmioletniego chłopca, Marcosa Rodrigueza Pantoja, który od tego czasu pracował w górach Sierra Morena pomagając pasterzowi. Pewnego dnia pasterz odszedł i chłopiec został sam. Gdy rozpadał się deszcz, ukrył się w jamie, w której spały małe wilcze szczenięta. Marcos zasnął tuląc się do nich. Obudziła go wilcza matka warcząc na niego i szczerząc kły. Jadnak chwilę później podała mu kawałek mięsa z upolowanego przez siebie zwierzęcia. Czy znała obyczaje kulinarne ludzi? Wątpliwe, ale przyjęła chłopca i nie zrobiła mu krzywdy. 12 lat później, gdy Marcos miał 19 lat, znalazła go policja. Chłopak twierdził, że przeżył, gdyż pomogły mu dzikie zwierzęta żyjące w górach. Po co o tym piszę? Moralne odruchy nie są wyłączną domeną ludzi. Potrafimy jednak posługiwać się złożoną wiedzą. Choć w porównaniu do zmysłowych możliwości zwierząt może ona zawodzić, to zawsze możemy ją rzetelnie sprawdzić i skorygować.
Dokarmiając zwierzynę, gdy mróz nie łamie drzew, a śniegi nie odcięły nas od Piechowic, czynimy jej jedynie krzywdę. Nie łudźmy się, że stajemy się wtedy lepsi.
2020 Michał Pyrek
Kolejny nawiedzony. “Myśliwi i leśnicy dokarmiają zwierzęta żeby je podtuczyć a potem zabić” Już takie rozumowanie świdczo tym ze autor to ignorant i nie wie o czym pisze.
Gdyby nie leśnicy i myśliwi to nie miałbyś o czym pisać bo już dawno nie było by zwirząt w polskich lasach. Poczytaj trochę. Porozmawiaj z myśliwymi i leśnikami a potem wal kolorowe artykuły.
Proszę o więcej. Z chęcią zamieścimy artykuł prezentujący zdanie myśliwych. Tak się składa, że parę rozmów ze strzelającymi z ukrycia przeprowadziłem i ich argumenty są dla mnie mało przekonujące. Jednakże nic nie stoi na przeszkodzie, aby GŁOS przedstawił odmienny punkt widzenia. A co do nawiedzenia, to nie jestem Maryją Panną; przykro mi.
Przecież Pan Pyrek zna się na wszystkim. Teraz ureguluje nam populację dzikiej zwierzyny.
Nic Blinkinie nie wniosłeś merytorycznego, prócz garstki złośliwości do przedpołudniowej kawy, której zresztą nie piję.
Myśliwi dokarmiają zwierzynę, żeby ta mogła przetrwać zimę, a nie żeby ją odstrzelić. Odstrzały robi się nadmiernej populacji i przede wszystkim słabych osobników. Dla przykładu myśliwi karmią muflony, ale do nich nie strzelają. Bo tu nie chodzi o pozyskanie jak najwięcej mięsa, tylko o regulację populacji.
Proszę się przez chwilę zastanowić co by było, gdyby nie było leśników, myśliwych. Ilość dzikiej zwierzyny w lasach była by tak duża, że by się wysypywała na tereny zamieszkałe, duża część populacji podczas srogiej zimy padła by w lesie. Idąc na wycieczkę do lasu lub w góry co chwilę widzieli byśmy i czuli padlinę, truchła itp.
Komunikacja drogowa też by ucierpiała. Wyobraźmy sobie, że 10 razy więcej zwierząt by wychodziło na drogi, ilość wypadków z udziałem dzikich zwierząt by wzrosła. Za zwierze na drodze odpowiedzialne jest koło łowieckie, a tak to kto by za to odpowiadał?
Jeśli myśliwi by nie dokarmiali zwierząt w leśnych paśnikach, to te zwierzęta by chętniej przychodziły pod domostwa, wchodziły by na podwórka. Czy ktoś widział sarnę biegającą w desperacji po zagrodzonym terenie próbującą rozpaczliwie znaleźć wyjście z pułapki, nie rzadko przy tym czując na karku oddech Azorka!?
Dlatego to nie myśliwi są źli, tylko ludzie dokarmiający zwierzęta pod swoimi domami.
Kamilu, jakoś nie znajduję powodu, aby bić pokłony przed myśliwymi, jako regulatorami liczebności populacji dzikiej zwierzyny. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że to oni pozbyli się konkurencji niszcząc naturalnych drapieżców. Choć należy też przyznać, że Polska ze swoimi 2600 wilkami wcale nieźle prezentuje się na tle europejskiej przyrody. Trzeba też uczciwie przyznać, że to myśliwi byli pierwszymi rzecznikami powołania prawem chronionych obszarów cennych przyrodniczo. Zapalony myśliwy, prezydent USA Theodore Roosevelt w pierwszym roku kadencji powiększył obszar chronionych lasów w USA o 1/3. Tylko że obecna wiedza na temat złożoności ekosystemów stawia człowieka obok innych elementów składowych, choć rości on sobie prawo do bycia Panem. I jest nim faktycznie, jest Panem Zniszczenia.
Trochę jednak dyskusja odbiegła od zasadniczego meritum. Ale to przeze mnie, gdyż wcisnąłem myśliwych do tekstu, a oni zawsze wzbudzają emocje. Tylko, że bez nich tekst byłby niepełny. Koła łowieckie wyznaczają ten właśnie, przynoszący więcej strat niż korzyści (zobacz >>>link, str. 25), standard zachowań.
Około 80 % ,,leśników” nie jest myśliwymi .A kimże jest ten ,,leśnik”. Dokarmianiem zajmują się koła łowieckie które są dzierżawcami obwodów łowieckich.
Można przyjąć, że “leśnik” to pracownik Służby Leśnej, stanowiącej 66% wszystkich osób zatrudnianych przez LP. Obwody łowieckie nie spadają z nieba, tylko są powoływane uchwałą sejmiku wojewódzkiego, stanowiącą akt prawa miejscowego. Przedstawiciel dyrektora regionalnych dyrekcji LP uczestniczy w pracy zespołu opiniodawczo- doradczego, który powołuje marszałek województwa. Marszałek występuje także o opinię do właściwego dyrektora regionalnej dyrekcji LP. Także „leśnicy” są w pewnym stopniu uczestnikami procesu wyznaczania obszaru polowań. Muszę jednak przyznać i dopiero dzisiaj na to się natknąłem (dzięki dyskusji, za co dziękuję), że nie brak głosów krytycznych ze strony leśników wobec dokarmiania dzikiej zwierzyny przez członków kół łowieckich. Proszę zajrzeć na str. 25 magazynu „Głos lasu” >>>link.
I kończąc, albo zaczynając, to zależy: “po ostatniej nowelizacji Prawa łowieckiego dzierżawca albo zarządca obwodu łowieckiego musi uzgadniać z właścicielem albo zarządcą terenu miejsce, gdzie może wykładać karmę dla zwierzyny. Przy tej okazji można również podjąć próbę ograniczenia ilości wykładanej karmy.” Cytuję Jana Błaszyka, kierownika Zespołu Gospodarki Łowieckiej Dyrekcji Generalnej LP. Jak widać, wiedza “książkowa” nie jest całkiem odseparowana od życia.
Wiedza o leśnictwie typowo książkowa. Mam ten przywilej być tzw.,,leśnikiem”, i od kiedy tylko pracownicy S.L są ,,leśnikami”, a ta cyfra 66 to z czego wynika? Skończyłem studia na wydziale leśnym , projektowałem min. drogi ale na temat dróg się nie wypowiadam ”. Ciekawe czy jest to zrozumiałe. Taka jest mentalność ludzka – im mniej wiem tym więcej piszę. A przyjąć to można…. To jest mój ostatni wpis w GS. Panowie piszcie na temat miasta i nie dokopujcie pozostałym a lasy czy będą nadleśnictwa czy KPN dadzą sobie radę, nigdy nie będą miejskie.
Udział SL wśród wszystkich zatrudnionych w LP podaje Pańska firma: >>>”Lasy Państwowe w liczbach 2018″. Co prawda słowo się rzekło, ale zadam pytanie bez nadziei na odpowiedź, pisząc o “lesie” ma Pan na myśli otaczające nas gospodarstwo leśne, czy las z całą swoją złożonością ekosystemową i kruchym systemem wzajemnych zależności?
Co do książkowej wiedzy, to cóż mogę dodać. W społeczeństwie, które książek używa d o podpierania kiwających się stolików, to faktycznie wypadam w tym momencie blado. Aczkolwiek może Pan czytał książkę biologa Davida Haskella “Ukryte życie lasu”, to jedna z obecnych robiących furorę książek ukazujący złożony i niezwykle wrażliwy na wpływ czynników zewnętrznych świat przyrodniczy. Zawsze też warto sięgnąć po pozycje entomologa Edwarda Willsona. Oczywiście wiedza praktyczna jest nie do przecenienia i cenię ludzi różnych fachów. Tylko co można myśleć o LP, jeśli obecny szef Pańskiej firmy to doktor ekonomii? Choć i tak lepiej, niż mieć dalej Konrada Tomaszewskiego na tym stanowisku.