Głęboki śnieg, duży mróz, szlak ledwo przetarty i wszechogarniająca cisza. Aż dźwięczy w uszach. Mózg przywołuje dziwne odgłosy, których nic poza nim nie wydaje. Martwa cisza wywołuje omamy. Któż wędrujący zimową porą nie zna tego uczucia.
Niebieski szlak michałowicki, odcinek od Wysokiego Mostu do Obniżenia Pod Śmielcem jest moim ulubionym w Karkonoszach Zachodnich. Jest tak, jak lubię, kamieniście, nierówno, smagające ciało i ciągnące ubranie gałęzie zwisają ku ziemi, jest ślisko, wymagany czujny krok. Tam zawsze jest mokro, nawet w najsuchszym okresie. Przepraszam, było…
Pierwsze dni sierpnia, nawet nie jest upalnie, ale deszczu, jak na lekarstwo. Potok Niedźwiada, który po połączeniu na wysokości Wysokiego Mostu z Górną Szklarką tworzy Szklarkę, pędzącą w dół ku wodospadowi i Kamiennej, wysechł. Milczy, niczym skuty lodem i zasypany śniegiem zimową porą, w środku lata. Lipiec w regionach górskich w tej części Europy zawsze był miesiącem o najwyższej średniej ilości opadów w ciągu roku. Wszystko wskazuje na to, że te czasy mamy za sobą. Zmiany klimatyczne dopadają nas szybciej, niż wątpiące w doniesienia ekologów miny polityków, prezesów kompanii węglowych i elektrowni produkujących energię dzięki spalaniu paliw kopalnych, krajowych i lokalnych decydentów.
Zjawiska ogólnoplanetarne mają konkretny wymiar regionalny: z jednej strony susze, z drugiej deszcze nawalne. Gwałtowne wichury kładą pokotem tysiące drzew, topniejąca pokrywa lodowców alpejskich zmienia stosunki wodne na połowie kontynentu. Kurczące się zasoby lodu na obu biegunach podnoszą poziom mórz i oceanów, zagrażając miliardom ludzi żyjących na wybrzeżach.
Dotychczas mogliśmy słuchać tego, jak bajki o żelaznym wilku. W chwili obecnej możemy się temu przyglądać z bliska. Najlepsze i tak przed nami. Uciekinierzy klimatyczni niedługo zagoszczą w nasze progi. Nie będą pukać i czekać na otwarcie drzwi. Wejdą i spenetrują nasze lodówki. Ceny żywności poszybują w górę. Czeka nas zmiana w kuchni. Jakie uprawy będą się udawać na wysychających polskich polach?
Do tej pory słyszałem zapewnienia, że wody w Szklarskiej Porębie nie zabraknie. Tak dla obecnych mieszkańców, jak i dla inwestycji rosnących, no właśnie, jak, bo przecież nie jak grzyby po deszczu. Wszystkie nasze ujęcia wodne czerpią życiodajny płyn z powierzchni. Jesteśmy uzależnieni od ilości opadów, wody zgromadzonej w mokradłach i torfowiskach, np. Szrenicy. Nowe inwestycje wielkogabarytowe wdzierają się w głąb ziemi, aby zapewnić swoim przyszłym użytkownikom miejsca parkingowe, obniżając poziom wód gruntowych i zmieniając drogi spływu wód podziemnych. Zmniejszanie powierzchni biologicznie czynnych przyspiesza ucieczkę malejącej ilości wody pochodzącej z opadów do strumieni, potoków i Kamiennej. Mała retencja nie pozostaje w kręgu zainteresowania naszych włodarzy, choć można starać się o środki na ten cel w zarządzie województwa (na zagospodarowanie wód opadowych w 2019 r. przeznaczono ponad 21,5 mln zł dla obszaru województwa dolnośląskiego z wyłączeniem Wrocławia). KSWiK, którego udziałowcem jest gmina Szklarska Poręba, wciąż wydaje warunki techniczne przyłączenia do sieci wodno-kanalizacyjnej dla nowych inwestorów. O niewydolnej oczyszczalni na ul. Hofmana już nawet dzieci w przedszkolu wiedzą. Wiedza o stosunkach wodnych dopiero przeciera szlaki. “Jak zwykle”, mówiąc frazą jelcynowską, jesteśmy opóźnieni, nie tylko w działaniu, ale nazywaniu rzeczy po imieniu.
Czy nie czas zrewidować potencjalną ilość zasobów wodnych dla naszego miasta w oparciu o średnią rocznych opadów ostatnich lat, która maleje. Chyba, że się mylę. I wszystko jest w porządku. O, 15:30, czas do domu… Woda z kranu leci, no proszę, nie siej defetyzmu nudziarzu!
Tak, jeszcze jest, ale czy poleci dla naszych dzieci?
2019 Michał Pyrek