Czy można funkcjonować bez zasad? Wydaje się, że żyjąc w grupie, to nie. Musimy pilnować zasad językowych, aby być zrozumiałym, zasad obowiązujących w danej kulturze, aby nie narazić się na wykluczenie i cios siekierą w plecy.
Czy zasady należy stosować niezależnie od okoliczności? Mówią, że tak. Np. nie zabijaj. Ale, gdy chcą mnie zabić? A na wojnie? Od ponad tysiąca lat w Europie wojowników zdążających na śmiertelny bój, błogosławi chrześcijański kapłan, który winien wpierw nadstawić drugi polik, nim sięgnie do tej części Biblii, której autorzy nie zalecają zbytniego certolenia się z „wrogami”.
Trwa drugi tydzień po strajku nauczycieli. Ponoć coś się ruszyło, tzn. rząd jest nieruchawy, ale nauczyciele namyślali się nad szkołą, dziećmi, ich losem. Chodzą głosy.
Tymczasem w jednej z jeleniogórskich szkół dwunastoletnia córka znajomego słyszy od nauczycielki, że nie może wyjść w czasie lekcji do ubikacji. Zasady obowiązują wszystkich, powinna to wiedzieć, dodaje pedagog, broniąc podstawowej zasady obowiązującej we współczesnej polskiej szkole: „nie dyskutujemy!”. Agata* sika w spodnie. Zasada obroniona, nauczycielka o krok bliżej do bram raju, klasa rozbawiona, będzie mogła pognębić koleżankę, Agata w traumie, gacie mokre. Grono pedagogiczne zaniepokojone postawą dziewczynki.
Można jeszcze dodać coś o szczęściu nauczycielki, które polega na tym, że nie ja jestem ojcem Agaty.
Wróćmy jednak do zasad. Nie zastąpią one prawdziwego, ludzkiego kontaktu, który opiera się przede wszystkim na naszej biologicznej potrzebie współpracy. Wszelkie „zasady objawione”, przedstawiane, jako prawo naturalne, są jego konsekwencją, a nie na odwrót. Przez ostatnie trzydzieści lat, kiedy m. in. Kościół „odzyskał należyte miejsce” w systemie edukacji w Polsce, oraz w kapitalizmie na ziemiach polskich dodajmy, kiedy kiedy rodzice zamiast swojskiej woni swych ramion zaproponowali dzieciom ekran komputera, kiedy szkoły zasiliły osoby z przypadku, często z przerażeniem rozglądające się po rynku pracy: „jak nie do firmy, to pójdę do szkoły, na razie, na chwilę, później się zobaczy, za 20 lat…” Kiedy kierownictwo szkół jest bardzo często zapatrzone w ideę, albo w „wersji soft”, tylko łaskawie doprasza się łaski szanownego wójta… Kiedy kuratorium baczy jeno, aby dzieci nie dowiedziały się o występowaniu w przyrodzie transseksualistów… Wtedy oczy swe kierujemy na zasady. Nie wychodzimy do ubikacji w czasie lekcji, siedzimy prosto i patrzymy na tablicę, na odgłos gwizdka zamykamy szczelnie buzie. Przyznaję, ciężko jest zapanować nad grupą uczniów, ale tresura nie sprawdzi się u zwierząt z tak rozbudowaną częścią korową mózgu, jak u ludzi.
Od początku lat 1990. wzrasta liczba samobójstw i prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży w Polsce. W 2018 policja odnotowała ich ponad 700, choć psychiatrzy oceniają, że może ich być 100, a nawet 200 razy więcej, czyli od 70 tys. do 140 tys. Pokolenie JP2 chętniej chlasta żyły, niż gonieni przez ZOMO. Psycholog, terapeuta, Robert Banasiewicz, w wywiadzie dla „Gazety Olsztyńskiej” (z dn. 22.10.2018) przypomniał: „Kiedyś w badaniach zapytano, co rodzice chcą dla swoich dzieci? Chcą, by były szczęśliwe. Kolejne pytania pokazały, że tak naprawdę chcą, by dziecko nie sprawiało nam problemów, by było grzeczne i ciche. Dziś dzieci mają po 13-14 lat i chorują na depresję. Przepisuje się im masę leków przeciwdepresyjnych i uważa się, że to rozwiąże problem. W ten sposób dzieci nie nauczą się umiejętności radzenia sobie w sytuacji kryzysowej czy jakiejkolwiek. Nie będą potrafiły rozpoznać własnych emocji. To droga donikąd.”
Po prostu wielu z nas dalej „chowa” dzieci, tak, jak to się robiło w epoce wysokiej śmiertelności wśród dzieci i niemowląt, kiedy mało który z rodziców „ryzykował” zbytnie przywiązanie się do latorośli. Obecnie dzieci już tak nie mrą, ale z pozostałą resztą rodzic ma niemało problemów. Zaszczepiać normy moralnego współżycia we wspólnocie – nie, za trudne, zdam się na katechetę. Mówić dziecku o jego miejscu w środowisku i wpływie jego wyborów życiowych na ekologię – nie, za trudne, zdam się na szkołę. Objaśnić dziecku, jak wygląda zapłodnienie i czym jest seks – nie, broń Boże!, zdaję się na… Cóż, że dla szkoły to też często „ciężkie” tematy, realizowane z musu, niejednokrotnie w toporny sposób, budzący jedynie politowanie pośród młodych ludzi. Ale rodzice mają z głowy, to inni „trudne tematy” załatwią za nich. A gdyby dalej gówniarz się stawiał, to mu się tablet kupi.
A antydepresanty dla dziecka? Czemu nie? Inny znajomy znowuż, ojciec koleżanki z pierwszej klasy moich dzieci, usłyszał na początku roku od pedagoga, że skoro córka chodzi do psychologa, to może jej przepisze leki uspokajające? Też mi pomysł, uważam, że najlepsza z perspektywy osiągnięcia zakładanego poziomu „grzeczności” jest lobotomia dla tej dziewczynki.
Jednak kpina na bok. Pomimo muru zasad, nauczyciele w szkole mają problem z uzyskaniem warunków do współpracy z dziećmi i młodzieżą, które niefortunnie nazywają „posłuszeństwem”. Nie załatwią tego też liczne certyfikaty, jakimi obecnie chętnie obwieszają szkoły swe ściany. Przy głównym wejściu do SP nr 1 wisi tabliczka zapewniająca, że szkole zależy na promocji zdrowego żywienia wśród dziatwy. Tymczasem dzieci wracające z turnieju szachowego w Lubinie jedzą „obiad” w makdonaldzie, znanej na cały glob placówce promującej zdrowe nawyki żywieniowe.
Samo przedefiniowanie rzeczywistości, jak też ustanie w jej zaklinaniu nie sprawi, że zaczniemy żyć w lepszym świecie. Niezbędna jest przemiana postaw i świadomości. Myślenie, że 1000 netto in plus to załatwi, to za mało.
*Imię dziewczynki zmienione, ale miejscowość prawdziwa.
2019 Michał Pyrek
Źródła:
http://gazetaolsztynska.pl/540643,Polska-w-niechlubnej-czolowce-samobojstw-wsrod-dzieci-i-mlodziezy.html
https://pixabay.com/pl
“Niezbędna jest przemiana postaw i świadomości.” Trudno nie zgodzić się z Tobą, zwłaszcza przy tak dynamicznie zmieniającym się świecie. Współczuję dzieciom, które wzrastają w chaosie informacyjnym i w oddziaływaniu licznych bodźców na ich zmysły. Wcale się nie dziwię, że są zagubione i zdezorientowane.
To rodzice przede wszystkim powinni wziąć na siebie odpowiedzialność, za wychowanie i kształtowanie postaw swoich dzieci. Szkoła, czy kościół mają pełnić tylko rolę wspomagającą! Niestety, niewielu rodziców chce i umie wychowywać swoje dzieci, obarczając instytucje i zrzucając na nie odpowiedzialność za wychowanie. Nazwałbym to “hodowlą”.
“Chów” to to samo, co “hodowla”. Nie ma też co współczuć dzieciom “oddziaływania licznych bodźców”, mózg powinien sobie z tym radzić, a otoczenie dzieci kształtować w nich wzorce poruszania się w “chaosie informacyjnym”. Opuszczając szkołę, czyli kończąc swą formalną, obowiązkową edukację, młody człowiek powinien być wyposażony w krytyczne narzędzie poznawcze. Kiedy szkoła błądzi po omacku, półki z książkami o różnych rozwiązaniach we współczesnej pedagogice, metodyce uginają się pod ich ciężarem. Szkoła w obecnym kształcie, jak też Kościół pełnią bardzo ograniczoną rolę wspomagającą, a nierzadko utrudniają wręcz kształtowanie społeczności świadomej. Należy też pamiętać, że im większe wymagania społeczeństwa względem swych członków, tym większa rola szkoły i instytucji aspirujących do roli “nauczycieli moralności”. Po prostu kapitał społeczny i kulturowy poszczególnych rodziców jest różny. Nieraz mam ochotę powiedzieć rodzicom, że nie jest sztuką zdeponowanie nasienia w pochwie w dni płodne, a jak czasem widzę, rola wielu sprowadza się jedynie do tego. Bo kupowanie kolejnych rzeczy dziecku co najwyżej nauczy go reakcji: “kupuję – wyrzucam”. Myślenie nie pojawi się jako efekt uboczny, trzeba go uczyć, uczyć, uczyć… Wykorzystując naturalną potrzebę uczenia się u dzieci, a ta często, właśnie za sprawą szkoły, zanika. Oczywiście, wielu uczy się dalej, ale już po to, aby “zarabiać”, “znaleźć pracę”, a nie żeby wiedzieć.
Instytucje wspomagają, za nasze pieniądze. Muszą zachowywać się prawidłowo wobec swoich “sponsorów”, a w tym – być w zdrowym kontakcie. Dlatego, jak słyszę, że nauczyciele pracują 18 godzin, więc o co im chodzi – nóż mi się w plecaku otwiera. Ale NAUCZYCIELE zaangażowani. Nowocześni i tradycyjni zarazem, potrafiący nawiązać kontakt z każdą rodziną, każdego dziecka, które mają pod opieką. Na to i doby może być za mało. Za to powinni być wynagradzani.
Sporo, spośród tych biednych dzieci, potrafi sobie nieźle radzić w chaosie informacyjnym. Nie bronię obłędnego zalewu informacji wszelakiej, w tym zupełnego bełkotu. Takie jest otoczenie i, aby przeżyć, trzeba sobie poradzić. Izolować się bez poczucia utraty czegoś wartościowego. Może nas coś ominąć, trudno, ale ile bzdur nie dotrze do naszych mózgów! Bezcenne. A oni potrafią jedną ręką dziubać w smartfonie, jednocześnie na www i na fejsie. W słuchawkach mieć muzykę. Prowadzić rozmowę z kolegą obok… cyrkowcy! Z tym, że wczoraj, na drodze Pod Reglami o mało takiej “cyrkówki” nie potrąciłem rowerem. Biegła sobie porannie, wyprzedzałem ją, a ona nagle hyc – w lewo, pod moje koła! Węża zobaczyła? Nie, skręciła bo tak jej zagrało – w słuchawkach!
problem stary jak szkoła
https://www.youtube.com/watch?v=YR5ApYxkU-U
dd
To kiedy będziemy palić nauczycieli na stosie? Szukania winnych zacznijmy od siebie.
“Szukania winnych zacznijmy od siebie” to chwyt wykorzystywany w retoryce, tzw. “fałszywy trop”, będący zarazem błędem logicznym z kategorii ignoratio elenchi. Przy ewidentnym naruszeniu dóbr osobistych dziewczyny nie może być mowy o odwróceniu uwagi na “ogólną złą naturę człowieka”, bo po pierwsze takowa nie istnieje, po drugie próbuje rozmyć odpowiedzialności konkretnej osoby za konkretny czyn. Nikogo nie powinno się palić na stosie, nawet tych, co twierdzą, że Ziemia jest okrągła. A nie nadających się do zawodu nauczycieli powinno się po prostu zwalniać z adnotacją “nie ma z niej/niego pożytku w oświacie”, a sadystów w tym zawodzie należy kierować przed niezawisły sąd. To jest zawód szczególny, bo ludziom go wykonującym powierzamy własne dzieci. Gdy ktoś chce, abyśmy mu użyczyli samochodu, mieszkania, lub własnych pieniędzy, to 500 razy przeanalizujemy sytuację. Ze szkołą mało kto ma takich problemów, a dopiero tu uwaga jest konieczna, wręcz niezbędna, wraz z ciągłą kontrolą, wyciąganiem wniosków i współpracą rodziców i nauczycieli dla dobra dzieci. Współpraca, a nie, że szkoła organizuje, a rodzic zapłaci, bo to jest słabe.
Nie zgadzam się z tezą, że głównie nauczyciele są odpowiedzialni za stan oświaty i “marnowanie dzieci”. Nie próbuję zdejmować z nich odpowiedzialności, czy rozmywać złożony problem wychowania dzieci, ale jestem przeciwny takiej agresywnej postawie wobec nauczycieli.
W artykule “Strajk nauczycieli. A dlaczego nie dzieci?” przeczytałem: “Chodzę do pierwszaków z zajęciami ekologicznymi i podoba im się to. Próbką tego była ostatnia lekcja, którą zacząłem bez pani wychowawczyni, gdy zaczęli dokazywać, to powiedziałem im, że idę, zajęć nie będzie i odwróciłem się na pięcie.”
Nauczyciel w takiej sytuacji nie może “odwrócić się na pięcie”, obrazić się na niezdyscyplinowane dzieci i wyjść z klasy. Czymś innym są sporadyczne zajęcia, a zupełnie innym, codzienne kilkugodzinne nauczanie licznych i bardzo zróżnicowanych maluchów. Uważam, że właśnie nauczyciele nauczania początkowego mają najtrudniejsze zadanie i jednocześnie najbardziej odpowiedzialne.
Sugeruję zatrudnienie się w szkole i systematyczną pracę z dziećmi przynajmniej przez kilka miesięcy. Pani Szymborska napisała :”Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.
Liter acie
To prawda że jedno, co możemy zmienić, to siebie zmieniać, a i to tylko w małej części.
Jednak tak rzucone hasło , w takim temacie, każe mi zadać sobie pytanie czym przyczyniłeś się TY , czym ja do sytuacji Agatki?
Jak wielka nasza wina?
Co proponujesz bym zmienił w sobie , aby w szkole Agaty nastąpi poprawa?
Na pierwszym roku pedagogiki uczą o potrzebach człowieka.
Maslow.
Czy grono pedagogiczne wspomnianej szkoły zapomniało o gradacji potrzeb?
Czy o człowieczeństwie?
Co chciałeś nam powiedzieć powyższym komentarzem?
Czy może autor artykułu powinien poprzestać na pracuj i módl się?
a o co chodzi?
pozdrawiam niedzielnie
dd
Tematem przewodnim artykułu są stosowane zasady i relacje między dziećmi, rodzicami, nauczycielami i ich wpływ na zachowanie i rozwój (lub destrukcję) dzieci. Do tego się odnoszę w komentarzu. Zachowanie nauczycielki Agatki było nie tylko nie pedagogiczne, ale nie ludzkie. To jest oczywiste, godne potępienia i ani ja, ani Pan nie jesteśmy temu winni. Wiele czynników kształtuje postawy dzieci, a ja chciałem powiedzieć, że swoim zachowaniem, przykładem, postawą, czy choćby wyrażaniem swego zdania mamy wpływ na otoczenie, w tym również na dzieci. Wychowanie dzieci, to przede wszystkim obowiązek i kompetencje rodziców, a nie szkoły, czy kościoła.
Jestem praktykującym katolikiem. Nie czuję się zniewolony i uciskany przez jarzmo kościoła. Wiara nie polega na bezmyślnym odklepywaniu regułek, czy spełnianiu obrządków i ślepym przyjmowaniu wszystkiego jak leci. Ksiądz profesor Michał Heller napisał: wierzę żeby rozumieć. Ale wiara, to też pokora przed tym, co nieznane i niezrozumiałe, to szacunek do ludzi i zaakceptowanie ZASAD, według których chcę żyć, by nie krzywdzić siebie i innych.
A w uczciwej pracy i mądrej modlitwie nie ma nic złego i nie ma się czego wstydzić.
Panie Michale
Wpiszę się w nurt chwilowej krytyki
Chwilowej i połowicznej, zniewoleni nie umieją sami podjąć działania,
Zniewoleni zapełnili dziś kościoły jak by nic się nie stało.
Czym to skutkuje? Ich panowie utwierdzają swoją władzę odwracając kota ogonem. Do Canossy nikt z nich nie wybrał się
Ci sami niewolnicy, wychowani w tysiącletniej tradycji , (lekko licząc 40 pokoleń) dają świadectwo porażki tej idei oraz orędowników tej idei.
Chrześcijański “wszystko cokolwiek byście chcieli żeby Wam czyniono Wy czyńcie” , jest hasłem do wzruszeń podczas czytania ewangelii.
Pani nauczycielka zapewne jest Ateistką której obca jest znajomość takich zasad, a zacne grono pedagogiczne nie napiętnuje takiego zachowania.
Wszyscy pozostaną z dobrym samopoczuciem, prócz Agaty.
Ale o co chodzi , nikt się nie skarży,ł tylko jedna Agata, coś z nią jest nie tak.
W mojej piaskownicy grającym nie fair nie podawało się ręki.Nikt nie chciał się z nimi bawić. A tu zabawa trwa.
dd
W pełni popieram. Intencja do stworzenia artykułu jak najbardziej piękna. Sam artykuł przekonuje mnie, że może zamiast studiów programistycznych i pisaniu kolejnych zasad i linijek kodu dla komputera… Może powinienem pójść na studia celujące bardziej pod przyszłą naukę ludzi w szkołach… Maszyny czy ludzie, w co bardziej opłaca się inwestować? Wiem że to zależy od moich wartości, ale te w dyskusji internetowej odkładam na drugi plan.
Sam dodam, że szkołę przestałem odwiedzać po sytuacji w której każda osoba podczas sprawdzianu miała zezwolenie (od nauczyciela) na używanie telefonu/internetu do rozwiązywania testu, kiedy ja sam zostałem oskarżony o ściąganie, kiedy pisałem z głowy 🙂
Już pomijając to, że nie każdy ma telefon komórkowy z internetem….
Proszę nie podejmować pochopnych decyzji. Wiele mówi się, że rynek pracy jest nasycony programistami, a do tego spodziewane jest kolejne przejście w informatyce, kiedy same programy będą pisać kolejne, inne programy. Dla mnie brzmi to trochę, jak s-f, wszak elektronicznym szczytem mego dzieciństwa był zegarek elektroniczny z melodyjkami, albo kalkulatorem (którego nauczyciele zabraniali wykorzystywać na sprawdzianach, ale te czasy, jak widać odeszły; teraz większości szkół nie zależy na „obniżaniu” poziomu, bo traktują swoją ofertę w wymiarze rynkowym – stąd Pana doświadczenia). Nie twierdzę stanowczo, że uczeń ma nie korzystać z pomocy źródeł (np. dostępnych w internecie) na lekcji, czy przy rozwiązywaniu jakiegoś problemu postawionego przez nauczyciela, ale do rozwiązania testu, to już jest kpina z edukacji. Sam test nie służy nauce, rozumianej, jako poszerzanie wiedzy i horyzontów. Tłuczenie testów we współczesnej szkole jest oznaką z jednej strony pójścia na łatwiznę nauczycieli, z drugiej parcia do stworzenia narzędzi, które będą wykorzystywane do pomiaru wyników pracy różnych placówek szkolnych. Pomysł chybiony, obecne zestawienia tak naprawdę niewiele mówią o jakości nauczania na poziomie podstawowym i średnim. Natomiast wiele można się dowiedzieć o niej na studiach. Jak prowadziłem zajęcia na UW, z różnych przedmiotów na kierunku socjologii, wyraźnie zauważaliśmy ogólne braki u studentów po tzw. „nowej maturze”. Nie potrafili sklecić paru zdań tekstu. CDN
Gdy uczyłem studentów w Świdnicy, w prywatnej szkole, gdzie większość była w moim wieku (30 parę), to problemów z wyrażaniem myśli na głos i na piśmie prawie nikt z nich nie miał. Czy teraz pisze się wypracowania? Z tego, co wiem, to raczej się ich unika. Jak uczy się czytelnictwa w podstawówkach i szkołach średnich, zdają się potwierdzać statystyki mówiące, że przynajmniej jedną książkę w roku przeczytało 40% Polaków (mniejsza, jaką). Kiedyś trafiłem na badania, z których dowiedziałem się, że polski nauczyciel czyta średnio 4 (!) książki rocznie. Więc o czym tu mówić.
Wybór zawodu, kierunku studiów zawsze jest obciążony ryzykiem. Można trafić w 100% – mieć dobrą pracę, robić to, co się lubi i być ogólnie zadowolonym, można też chybić. Obecnie furorę robią kierunki interdyscyplinarne, co wpisuje się w obecnie stosowane metody badań, tak w naukach ścisłych, jak w humanistyce.
Stoi Pan przed dylematem. Moim zdaniem jedno nie wyklucza drugiego. Można zdobyć konkretny zawód, nawet ściśle techniczny czy związany z technologią, ale rozwijać się też w różnych kierunkach. Twierdzę nawet, że należy. Jestem za tym, aby zawód nauczyciela był otwarty, nieobciążony Kartą Nauczyciela, dostępny dla osób zdolnych, aktywnych, myślących krytycznie i umiejących przekazywać wiedzę innym, a nie mających jedynie pokończone “kursa”. Powinien też być lepiej płatny i poddany wielostopniowej kontroli: uczniów, rodziców, organów prowadzących, MEN. Jeżeli potrzebuje Pan rozmowy, to służę.